America Cup 2022 – w cieniu wojny

Początek – czyli  Wojciech Szuliński Martial Arts Academy

Rok 2021 był pechowy..

Pod koniec maja lecimy na Cypr – Artur i Mateusz na Mistrzostwa Europy w Sambo. Artur wcześniej debiutował na Mistrzostwach Świata, ale Mateusz bez doświadczenia w Sambo. Start niestety z kontuzją, operacja kolana i przerwa do końca roku. Dobre było tylko to, że załapaliśmy sponsora – AGROCHEM – dzięki…..Co dalej?? Mieliśmy razem z Mateuszem w grudniu na Święta lecieć do Kazachstanu na Puchar Świata w ADCC. Na szczęście zostaliśmy w domu – zamieszki i wojsko na ulicach, ale kasa przepadła.

Pomysł na Stany

Artur z rodzinką wylatuje w grudniu do Stanów. Będzie trenował i prowadził zajęcia z Judo i Sambo w Nowym Yorku i New Jersey, a jak noga pozwoli to kontrolny start w Filadelfii.  Paula ma staż na Broadwayu,  a Jasiu będzie się uczył życia w sportowej rodzinie na walizkach…hehhe

My z Gośką mamy dolecieć „za chwilkę” – kurde jak szybko zleciały te 3 lata. Byłem w Stanach w 2019 – tym na America Cup…. Sentymenty…i tyle. Wylatujemy z Gośką tym razem bez przesiadki i „zaledwie” po 9 godzinach JFK. Artur odbiera nas super bryką – Wojtek poleciał do Polski i zostawił auto na tydzień.

Jesteśmy wykończeni ale ok…..

Waszyngton czyli cień wojny po raz pierwszy

Nie ma czasu na odpoczynek – następnego dnia rano wyjazd do Waszyngtonu (Ania z mężem zapraszali). Jedziemy wszyscy razem z Jasiem, 280 mil, droga często 2×6, ale korki jak cholera. Przejeżdżamy przez tunel Lincolna – jak 3 lata temu do Albany – takie dziwactwo, że w jedną stronę bulisz 18 dolców, a w drugą nie.

Witają nas serdecznie, mówią, że tu jest bezpiecznie…początkowo nie zwracamy uwagi o co chodzi z tym bezpieczeństwem – dopiero po 24 lutego rozumiemy co mieli na myśli.

Mamy farta, bo w poniedziałek są urodziny Waszyngtona i w całych Stanach wolne…hheheee

Zwiedzamy.

             

Na razie spacerujemy z Jasiem – już  dorosłym 2-latkiem. „Dorosłość” Jasia ujawnia się wyraźnie…szczególnie przy zakupie biletu lotniczego.

Brooklyn, czyli cień wojny po raz drugi

 Z Waszyngtonu wracamy do NY na 68-mą. Jest nawet fajnie bo metro nie jeździ na wysokości naszego pokoju…hehe. Trenujemy niedaleko, można z buta, na siłownię również blisko. Kurde siłownia wielka  – chyba z pół hektara,…i załapaliśmy się na promocję. Ja prowadzę u Wojtka 2 grupy za Artura, on jeździ też do New Jersey. Start w Filadelfii przybliża się to trenujemy. TV raczej nie oglądamy – Nie mamy wykupionych polskich kanałów ( bo i po co)

Siedzę po treningu, bezmyślnie oglądam CNN i ….aż uszom nie wierzę??

Wojna ! –  ruscy napadli na Ukrainę, Gośka też nie wierzy przerzucamy stacje, ale wszystkie nadają to samo. W nocy wpada Artur – wojna co robimy?? Teraz dopiero dotarły do nas słowa z Waszyngtonu…kurde wiedzieli co się święci. Ustalamy, że wycofujemy się z zawodów i jedziemy na manifestację solidarności na Times Square (w sobotę), a później na drugą stronę nad East River.

Co robić dalej???

Widok wieczorem na Manhattan z drugiej strony East River – wieżowce w barwach Ukrainy.

Tak sobie myślę, że chyba coś w Karmie nie gra – jak byłem w 2019 we wrześniu, to po chwili zaczęły się zamieszki ( BLM )- Black Lives Matter…… a teraz wojna. Fatum jakieś?

Long Island czyli chwila ciszy

Wraca Wojtek, ale nic więcej od nas nie wie. Ustalamy, że skoro nie startujemy w Filadelfii to możemy przenieść się do niego na Long Island i zobaczyć jak się sytuacja rozwinie. Wojtek ma tam fajną typowo amerykańską chatę…jedziemy z Gośką, Artur, Paula i Jasiu dojadą.Rzeczywiście cisza, ocean i wiatr jak cholera. Wojtek ma polskie kanały więc oglądamy przerażające obrazy z Ukrainy. Robimy wycieczki, ja dojeżdżam na treningi do Nowego Yorku – kurde 15 dolców w jedną stronę, ale jest rzeczywiście spokojnie, można ułożyć dalsze plany. Według mnie wyrzucą rusków z całego sportu więc z Sambo też. W naszej sekcji Sambo ćwiczą sami Ukraińcy, nie wiem czy zostali w Polsce, czy wyjechali.

Należy chyba na razie nastawić się tylko na Mistrzostwa Polski

 

Za mną tak naprawdę to jeszcze nie ocean tylko Zatoka Południowa…ale niech tam…Śmiać nam się chciało jak zobaczyliśmy, że ludzie jadą nad ocean i nie wysiadając z auta – podziwiają zdalnie   hehee…

 

Millenium Times Square czyli cień wojny po raz trzeci

Po paru dniach „oddechu” wracamy – tym razem hotel Millenium Times Square – czyli samo centrum, do schodków mamy 50 metrów. W 2019 też tam byliśmy, tylko wyżej. Wtedy 44 piętro, teraz Gośka woli niżej – 21-sze. Boy przy drzwiach ten sam w żołnierskiej czapce ale – poznał mnie…hehee

Artur znajduje zawody w Detroit – uważam, że trzeba wystartować mimo zmiany planów treningowych by nie debiutować po kontuzji na Mistrzostwach Polski. Wyszło nawet wesoło bo PanAm coś pochrzanił i lot biznes klasą to super …hhehe bez dopłaty.

W Detroit oczywiście manifestacje i patrole policyjne bo podobno ktoś pobił ruskich biznesmanów, kłopoty z dojazdem, ale jakoś się udało.

 

                     

Samo centrum, lecz stąd na treningi też mam 16 stacji metrem, a w weekend z przesiadką. Start w Detroit nie jest sukcesem, ale bardzo potrzebny pod kątem Mistrzostw Polski po 8-miesięcznej przerwie.

Artur dzwoni, że jedzie do Battery i na rejs statkiem – dobra dołączamy

Wszędzie wieje jak cholera, ale jest fajnie, a to niby tylko rzeka.

Okazuje się, że po rejsie Artur umówił się na Union Square na szachy. Pamiętam, że w 19-tym też grał. Dziewczyny wyczaiły, że obok jest wielki Outlet i oczywiście poparły ten „pomysł”. Idziemy z buta, a moja karta kredytowa  wyraźnie „w niebezpieczeństwie”

Grają tylko 4 stoliki,  a na jesieni w 19 – tym, było chyba ze 30-ści

Dziewczyny zrobiły nam fotkę z 6 piętra Outletu – Artur walczy ze zmiennym szczęściem, a ja stoję i marznę mimo słońca. O wydatkach nie wspominam…hehhee..trudno

Central Park – czyli ….. The shadows of Dollores

 Wiedziałem, że nie prędzej to później tam pójdę. Wiedziałem, że wspomnienia będą bumerangiem który mnie dopadnie. Ale przecież nie liczyłem, że .. Od nas 7-ką to fajny spacer 15 minut i jesteś w innym świecie. Chodzę alejkami, słucham, oglądam niby bez celu – czy szukam, czy wspominam?? Wtedy wrzesień 2019… był bardzo ciepły….

Za mną Boathouse, teraz zamknięte, ale wtedy w 2019-tym  pływaliśmy z Dollores chyba z  godzinę.

Tak…. szukam cieni 2019 roku, facet co grał na pile – jest!.. tylko w innym miejscu. Grał pod Arkadą teraz koło karuzeli, gitarzyści są tylko inni jacyś młodzi….z oddali słyszę saksofon i chyba rozpoznaję tę wibrację….czy to ten sam?? Wtedy też słyszałem saksofon, ale Dollores prowadziła mnie do jeziorka J-O. Kennedy,  pod drzewo, na spotkanie z Flynnem.

Chyba to on – Jimmi?? /tak się przedstawił/

Podchodzę i zgaduję – tak grał w 19-tym roku, znał oczywiście Flynna czasami grali razem, lecz… Flynn nie żyje odszedł w zeszłym roku na covid. Ogarnia mnie smutek i żal, jak bym stracił kogoś bliskiego, a przecież Flynna znałem tylko kilka chwil, tylko w melodii jego bluesa.. dla mnie i dla Dollores „Black and White”

Siadam obok Niego…Jimmi lekko podgrywa – wokół pełno ludzi,…ale jakby nikogo nie było…pusto……smuga zamyślenia płynie……….

Jimmy ni stąd ni zowąd patrzy??.. na mnie badawczo i pyta czy kogoś szukam. Zaskoczył mnie ale trudno, pytam czy słyszał kiedyś imię Dollores. Jimmi zaprzecza, lecz…. „kiedyś Flynn przyszedł do niego z piękną „naszą” – czyli czarną dziewczyną, gadali chwilę i razem coś zagrali. Dziewczyna nic nie mówiła, siedziała zasłuchana, zamyślona i jakby nieobecna.  Zapytałem jak ma na imię, ……………….uśmiechnęła się smutno i powiedziała:

„He once called me the Black Flower”.”

Podpieram głowę rękoma by ukryć wzruszenie…Więc jednak…..przecież to właśnie  ja tak do Niej mówiłem  – Czarny Kwiat.i….Nagle przypominam sobie, że na Liberty Island napisałem dla Dollores tekst… do muzy Rolling Stonesów „Paint it black”… czy go odnajdę?

Dzisiaj Dollores nie spotkałem, ale przynajmniej ……. zobaczyłem Jej cień.

Niedługo wylatujemy.

Nowy York, marzec 2022